Angielski porter. Fuller’s vs Samuel Smith.
W pogoni za amerykańskim chmielem wielu „craftowych neofitów” zapomina kompletnie o klasycznych stylach, z których najczęściej wywodzą się te niekiedy szerzej znane amerykańskie interpretacje. Tak jak z India Pale Ale, Amerykanie zrobili American India Pale Ale, tak z angielskiego portera zrobili robust portera. W końcu w Ameryce wszystko musi być mocniejsze, większe itd. Warto jednak pochylić się nad pierwowzorem.
Porter (zwany także Brown Porter bądź English Porter) narodził się w pierwszej połowie XVIII wieku w Londynie. Niegdyś leżakowany był w wielkich drewnianych beczkach, a co za tym idzie przejawiał mniej lub bardziej kwaśny i dziki charakter. Beczki były na tyle duże, że pęknięcie jednej z nich spowodowało w 1814 r. małą powódź w Londynie (a właściwie nie taką małą, mówi się o co najmniej ośmiu ofiarach śmiertelnych). Początkowo podstawę zasypu stanowił słód brown, ale kiedy piwowarzy nauczyli się korzystać z areometru to przerazili się jak bardzo nieefektywne jest to rozwiązanie. Ekstraktywność tego słodu była bowiem stosunkowo niska. Zaczęto więc dodawać słód pale ale. Ciężko jednak było utrzymać pożądaną barwę i tu z pomocą przyszedł Daniel Wheeler, który w 1817 r. zaprezentował czarny słód patentowy (black patent malt) wytwarzany w specjalnie do tego skonstruowanej palarce. Porter tracił na znaczeniu w XIX wieku na rzecz swojego młodszego brata stouta i ostatecznie przestał istnieć w 1974 r., a więc w momencie kiedy Guinness jako ostatni zaprzestał jego produkcji. Warto zauważyć, że kiedy rok później pojawił się pierwszy w nowożytnej historii amerykański porter – Anchor z San Francisco, to był on prawdopodobnie jedynym porterem na świecie. Małe angielskie browary zaczęły powracać do warzenia portera w latach 90. ubiegłego wieku. Fuller’s London Porter pojawił się na rynku w 1996 roku.
Fuller’s London Porter
Aromat:
Czerwone owoce i suszona śliwka po chwili ustępują zdecydowanej ciasteczkowo-czekoladowej słodowości z lekką nutą mineralną.
Wygląd:
Bardzo ciemny brąz. Piana śr. obfita, zabarwiona, kremowa
Smak:
Zdecydowanie słodowy, lekko czekoladowy. Finisz nieco bardziej wytrawny, wyraźnie palony, delikatnie pozostający. Goryczka niska, bardziej od słodu niż chmielu.
Odczucie w ustach:
Wysycenie średnie. Pełnia na średnio-wysokim poziomie. Lekko oblepiające.
Samuel Smith Taddy Porter
Aromat:
Mocna owocowa estrowość, głównie gruszka. Niestety także wyraźny aldehyd. Po ociepleniu wychodzi czekolada i kawa.
Wygląd:
Głęboki ciemny brąz, niemal nieprzejrzysty. Piana śr. obfita. Opada stosunkowo szybko.
Smak:
Delikatnie czekoladowy. Owocowy. Podwyższona kwaśność, prawdopodobnie od palonych słodów. Delikatna chmielowa goryczka.
Odczucie w ustach:
Pełnia zdecydowanie niższa niż w przypadku Fullersa. Lekko cierpkie, wytrawne w finiszu. Gładkie na podniebieniu.
Taddy Porter jest zdecydowanie łagodniejszy od Fullers’a. Niestety też mniej złożony i za bardzo estrowy. Możliwe, że trafił na rynek niedoleżakowany.
Nie sposób nie wspomnieć, że w browarze Samuel Smith do dzisiaj stosowana jest tradycyjna dla północnej Anglii metoda fermentacji zwana Yorkshire square. W dużym skrócie polega ona na tym, że z natury niemrawe drożdże pobudzane są nieustannie przez przepompowywanie piwa z dna zbiornika na wierzch. Jeżeli kogoś interesują szczegóły bądź chciałby się dowiedzieć czegoś na temat innych, zapomnianych już angielskich technik fermentacji, to tutaj jest ciekawy artykuł na ten temat.
Podsumowując, oba piwa niewątpliwie są warte uwagi, jednakże w moim odczuciu bezpośrednie starcie wygrywa Fuller’s.